piątek, 11 marca 2011

Przylądek Roca - Początek i koniec świata.

Przylądek Roca to najdalej wysunięty na zachód lądowy punkt Europy. Przed odkryciami geograficznymi Krzysztofa Kolumba, uchodził za koniec i początek świata.


Położony na Półwyspie Iberyjskim na terenie Portugalii, na zachód od Lizbony, stanowi najdalej na zachód wysunięty punkt lądu stałego Europy. Skalisty, wznosi się 144 m ponad poziom Oceanu Atlantyckiego. Na przylądku znajduje się latarnia morska.


Cóż dodać? Fantastyczne miejsce i nawet wiatr specjalnie nie przeszkadza :)
Ja trafiłem na dzień lekko pochmurny, ale widoki i tak wspaniałe były.




Można tu nabyć certyfikat potwierdzający dotarcie do „tak odległego miejsca” - mi wystarczyły zdjęcia i spędzone tu chwile.

Za mną cały Stary Kontynent, a przede mną wody Atlantyku mieniące się różnymi odcieniami błękitu i zieleni.


... i ta gęsta piana...

czwartek, 10 marca 2011

Geolokalizacja w fotografii.

Z dobrodziejstw nawigacji wielu z nas korzysta na codzień, np. w nawigacjach samochodowych. Część nawiedzonych piechurów używa (nota bene świetnych) nawigacji turystycznych Garmina.
Często zdarza się gdy w ferworze fotogrfowania, po powrocie z wędrówek nie pamiętamy gdzie dane zdjęcie zostało wykonane lub co właściwie to zdjęcie przedstawia ;)

Od 2 lat nawigację wykorzystuję w fotografii.
Opiszę tu dwa urządzenia pozwalające z dość dużą precyzją zlokalizować miejsce wykonania zdjęcia.

Odbiornik GPS Bluetooth i-GotU GT-200 Data Travel Logger (cena ok. 150zł)


Wysokiej klasy bezprzewodowy moduł GPS z wbudowaną pamięcią i Bluetooth. Działa jak każdy inny odbiornik GPS, a ponadto umożliwia zapis trasy i późniejsze jej odtworzenie na komputerze PC w mapach 3D Google i Google Earth - w komplecie jest dołączone specjalne, dość rozbudowane oprogramowanie. Odbiornik rejestruje przebieg trasy, prędkość, jednym przyciskiem umieszczonym na odbiorniku można również oznaczyć punkt i powiązać zarejestrowaną przez odbiornik pozycję geograficzną ze zdjęciem wykonanym w tym samym czasie aparatem cyfrowym lub telefonem. Jego dodatkową (istotną) zaletą jest również to, że jest wodoodporny. Po ok. 2 godz. ładowaniu pozwalał mi na zarejestrowanie 20 godzinnej trasy.
Używając i-gotU trzeba pamiętać o synchronizacji czasu w urządzeniu i w aparacie :)
Jeśli o tym zapomnisz - mogą wyjść zabawne sytuacje, np. okaże się, że zdjęcie zrobione zostało 10 km od brzegu w wodzie, a nie na plaży ;)

Jat to działa? GPS rejestruje trasę jaką pokonujemy (możemy ustawić m.in. pieszą, rolki, rower, samochód, itp. oraz co jaki czas ma zapisywać pkt. pośrednie).
W aparacie w EXIF zapisana jest data i godz. wykonania zdjęcia. Za pomocą programu (niestety niezbędny jest do tego komputer) porównywane są dane z obu urządzeń (tj. z i-gotU i karty pamięci) i wyświetlane na na google.maps. Prosty i dość skuteczny sposób.
Co ważne - nie ma znaczenia jakim aparatem robimy zdjęcia! Może to być lustrzanka jak i najprostrzy telefon komórkowy z aparatem :)
Poniżej kilka zrzutów ekranu...






Phottix Geo One GPS - cena ok. 450 zł
Moduł ten jest zamiennikiem oryginalnego odbiornika Nikon GP-1 (potwornie drogi zresztą jest!) i przeznaczony jest dla aparatów (głównie lustrzanek) wyposażonych w gniazdo synchroniczne GPS.
Używam tego modułu od 3 miesięcy i dzisiaj nie mogę się nadziwić jak mogłem do tej pory w swoich zmaganiach z fotografią nie używać tego niesamowicie przydatnego narzędzia?!
W porónaniu do wyżej opisanego tutaj zabawy jest znacznie mniej.
Urządzenie montujemy w dwojaki sposób: do paska aparatu lub na szynie przeznaczonej dla zewnętrzej lampy błyskowej. Podpinamy kabelkiem do specjalnego gniazda w aparacie (najczęsciej oznaczonego GPS). To właściwie wszystko ;)
Zimny start urządzenia to ok. 40s (prąd pobiera z aparatu), gorący to 1-2s. GPS podczas komunikacji z satelitami określa godzinę, położenie geograficzne i wysokość n.p.m. Wszystkie te parametry w dowolnej chwili możemy podejrzeć na monitorze aparatu.
Informacje te zapisywane są bezpośrednio w chwiliwykonania zdjęcia w EFIX.
Wystarczy teraz tylko za pomocą np. google.maps wyświetlić gdzie dane zdjęcie zostało wykonane.

Może ktoś spytać po co to?
Dla jednych to gadget, dla mnie możliwość sprawdzenia co fotografowałem. Latając po nieznanym mi zakątku Europy - dzięki właśnie geolokalizacji zdjęcia wiedziałem, że dane zdjecie przedstawia np. ulicę w Lizbonie a nie w Porto :). Wielu pasjonatów turystyki pieszej pokazuje w ten sposób swoje wędrówki "dokumentując" co ciekawsze miejsca pięknymi fotografiami.
Czy Tobie to potrzebne? Jeśli fotografujesz tylko imprezy z przyjaciółmi w domu - na pewno nie :)
Dla mnie to dodatkowo świetna zabawa w planowaniu kolejnych tras i ich "obfotografowania".

PS.
Pierwotnie planowałem tutaj umieścić szczegółowy opis urządzeń i sposób pracy z nimi.
Zrezygnowałem z tego, jeśli będzie zapotrzebowanie to informacje (o ile redakcja dziennika internetowego wyrazi zgodę) umieszczę na http://prudnicka.pl.

środa, 9 marca 2011

Zapowiedź - geolokalizacja w zdjęciach.

Jutro, hm... właściwie dzisiaj ucieknę trochę od opowieści z Portugalii. Może niektórzy z Was zastanawiają się skąd wiem, gdzie zrobione zostały zdjęcia. \
Uchylę rąbka tajemnicy - z mapy i geolokalizatora.
Na aparacie noszę takie ustrojstwo, które "w locie zapisuje" gdzie wykonane zostało zdjęcie (dane geograficzne, wysokość n.p.m., czas.
Czyli będzie o geolokalizacji i z czym to jeść...

Alcobaca - potęga Cystersów, wilgoci i zakochanych.

Małe senne miasteczko (poza sezonem) pozwala na swobodne i spokojne podziwianie wąskich i kolorowych uliczek, malutkich balkonów i największemu na świecie klasztorowi cystersów.


Pomimo, że do ocenu jest stąd kawałek, w powietrzu unosi się orzeźwiajacy zapach wody i wilgoci... (wszechobecny na elewacji większości budynków).


Właściwie to poza klasztorem nie ma co tu oglądać, ale sam klasztor sprawia, że japa człowiekowi sama się rozwiera. Co tu dużo pisać, zachęcam do oglądania zdjęć.




Wewnątrz gotyckiej budowli znajdują się m.in. grobowce "najsłynniejszej pary portugalskich kochanków" (za przewodnikiem) Pedra I i Ines de Castro (bez skojarzeń proszę!). Sam klasztor budowano 74 lata! (i kto tu dzisiaj mówi o kryzysie - wtedy to był kryzys ;) )



Oprócz grobów zakochanych znajdują się tu grobowce Alfinsa II i III oraz ich żon...





Mówią, że Alcobaca znana jest też ze swoich pysznych słodyczy klasztornych (no cóż, albo ślepy byłem, albo gdzieś je wcięło - czyżby ktoś dbał o moją dietę?).

niedziela, 6 marca 2011

Igreja de São Domingos - błogosławiony i przeklęty kościół

Pisanie bloga to nie taka łatwa sprawa :). Czasu na to potrzeba, a tego ostatnio mi masakrycznie brakuje.
Ale do rzeczy...

Lizbona - Plac Piotra IV. Człek spełnił swój "obowiązek" i zaliczył McDonalda, plac sfotografowany i właściwie włóczę się bez celu. Pomijając dilerów nagabujących na skręta i inne świństwa, to jest tu całkiem przyjemnie.

Fotki z Lizbony wrzucę później - teraz Igreja de São Domingos.
Zobaczyłem ten kościół praktyczne w ostatniej chwili dzięki zaprzyjaźnionemu Ojcu (nota bene Ojcem nie jest - ksiądz, ale mi łatwiej mówić Ojcze - to stary odruch z czasów Dominikanów).


zaciągnął mnie (no właściwie nie musiał - sam za nim gnałem pędem :) ) kilkanaście metrów od Placu Piotra IV. To co ujrzałem, zamurowało mnie tak, że zapomniałem po co mam aparat. W pierwszej chwili myślałem, że to skutek wybuchu jakiejś bomby.

Igreja de São Domingos to kościół dominikański, który znajduje się na prawo od Teatru Narodowego. W przewodniku można wyczytać, że kościół jest błogosławiony i przeklęty, przetrwał pożary i trzęsienia ziemi.


Przed wielkim trzęsieniem ziemi w 1755 roku był to klasztor w którym działała Inkwizycja. W 1950 roku został częściowo zniszczony przez pożar i od tego czasu poddawany jest renowacji, ale nadal istnieją wyraźne oznaki ognia (do dziś można wyczuć przenikający zapach spalonych filarów).


Na uwagę zasługuje ołtarz główny, z czerwonymi marmurowymi kolumnami, które wspierają rzeźby Świętej Trójcy.

Za przewodnikiem:
(...) Inną cechą wyróżniającą jest zakrystia, która pozostawała w posiadaniu króla Alfonsa III, dopóki nie została przeniesiona do Alcobaça.

Kościół jest miejscem działania afrykańskich grup wspólnotowych, ponieważ w kościele działał czarny kapłan, a przed kościołem zaprasza w swe progi popularny hole-in-wall-bar na kieliszek ginginha, (syrop wiśniówki i brandy).

Czas nie pozwolił mi na dokładne poznanie kościoła. Jeśli zainteresował Was ten kościół, w necie znajdziecie więcej fotek i informacji o tym miejscu. Polecam.

czwartek, 24 lutego 2011

Mosteiro de Batalha

Niepozorna miejscowość, kryjąca w sobie zapierającą dech w piersiach budowlę - klasztor wzniesiony dla uczczenia wielkiego zwycięstwa wojsk Jana I nad armią Królestwa Kastylii. To tyle historii.

Wielkie to musiało być zwycięstwo - bo Klasztor powala swoim ogromem i bogatym zdobieniem w piaskowcu.
Zresztą zobaczcie sami.






Wkurzają mnie trochę ograniczenia narzucone przez bloggera - nie pozwalają na wyeksponowanie zdjęć.

Pisałem gdzieś wcześniej o potrzebie ochrony aparatu przed deszczem, tutaj przydałaby się drabina. Rany trzeba jeszcze tarabanić ze sobą jakąś składaną drabinkę/taborecik aby móc porządną fotkę strzelić.



Klasztor bogaty jest w ogromną liczbę rzygaczy. Po sfotografowaniu dwudziestego(?) dałem sobie spokój - aby sfotografować choć w części ten kompleks musiałbym tu spędzić tydzień. Takiego bogactwa szczegółów i fascynujących zdobień jeszcze nie widziałem.

No proszę, i kogucik - symbol Portugalii się znalazł :)

Zastanawia mnie, jakim cudem ten piaskowiec się przez te lata nie rozpadł...?

Poniżej kaplica poświęcona Nieznanemu Żołnierzowi.
Strażnicy prawdziwi ;). Poza kadrem znudzony oficer podpiera filar, smętnie spoglądając na dziedziniec :)


Klasztor w Batalha na każdym kroku zaskakuje. Po opuszczeniu kaplicy Nieznanego Żołnierza trafiłem na obrazki iście z Harry Pottera.




Dziedziniec, zielony labirynt i fontanna - no nie kojarzy się to z "Mieczem i Magią"?


Ciężko jest przebierać w zdjęciach przywiezionych z podróży. Znów mam niedosyt, że nie pokazałem tego wszystkiego co zobaczyłem w Batalha...

Niestety nie jestem w stanie w tej chwili opisać wszystkich zdjęć - po prostu nie pamiętam. Poszperam w sieci i w miarę możliwości uzupełnię każde ze zdjęć...
Może ktoś z grupy wesprze mą pamięć?

Co warto wiedzieć - klasztor widnieje w rejestrach UNESCO.

Trzy oblicza Fatimy - III cisza...

Ha... nie tak łatwo jest pisać blog. Samozaparcia trzeba (i czasu).
Balta śpieszę donieść, że automat fotki pomniejsza - w wolnej chwili pogrzebię w kodzie (sprawdzę, czy licencja na to pozwala) i zwiększę rozmiar.
Zapraszam w wolnych przebiegach na kawę i zdjęcia na dużym ekranie :)


Cisza w Fatimie jest zaskakująca, czuć ją wszędzie. Znajdziesz ją w pizzerii, na ulicy, sklepie i na Placu Modlitwy. Właściwie to włócząc się uliczkami też kołatała w uszach. Pomijam deszcz, który akurat wtedy z krótkimi przerwami lał się z nieba.
Przewodniki i nasz pilot mówią, że to tylko pozorna cisza. Apogeum jest w lipcu i sierpniu. No to ja się cieszę, że dane mi było zaznać tej ciszy :).

To zdjęcie wywołało dreszczyk emocji ;) Wolontariusze z ochrony podejrzliwie zerkali w moją stronę i uważnie patrzyli mi na ręce (a właściwie na plecak) z którego zamierzałem wyjąć aparat z długim obiektywem. W pewnym momencie za plecami miałem czterech gości...

"Droga cierpień" - to moje określenie. Nie wiem jak inaczej ten 500m odcinek gładkiego marmuru nazwać. W każdym razie jest dość "popularny" wśród wiernych.



Wędrując w nocy dotarłem do Kapliczki Objawień, i w nocy pielgrzymi wypraszali modlitwy "wędrując na kolanach" - nie miałem śmiałości fotografować pełnych skupienia ludzi. Trzask migawki brzmiałby jak huk wystrzału...



Chciałoby się dać więcej, na koniec wędrówki po Fatimie jeszcze dwa zdjęcia oddające klimat i spokój tego miasta.